Przez noc wielkich drzew. Gérard Périot.
Można by rzec, bez zbytniej przesady, że opowieść ta to „absolute stunner” jak mawiają Brytyjczycy. Może nie sama książka, ale historia przygód młodego autora, który wybrał się z własnej woli, pchany tylko ciekawością, do wnętrza Liberii na przełomie roku 1951 i 1952. Przemierzył tam blisko 1500 mil w lasach południowo-wschodniej części tego mało znanego wówczas kraju Afryki Zachodniej wędrując z Monrovi, a dokładniej z plantacji kauczukowej firmy Firestone (miasteczko Harbel) do granicy z Wybrzeżem Kości Słoniowej. To, że uszedł z życiem po aresztowaniu w hrabstwie Tchien było niemalże cudem. Pan Periot maszerując przez Liberię, robił skrupulatne notatki i zdjęcia dokumentując swoje przygody i życie napotkanych plemion takich jak na przykład Sarpoe. Dowiemy się co nieco o tajnych stowarzyszeniach i towarzyszących im rytuałach oraz fetyszach. To naprawdę fascynujący świat do którego niewielu miało i ma nawet dziś dostęp. Wracając jednak do samej konstrukcji książki to jest prawie rewelacyjna jak same przygody autora. Piszę prawie dlatego, że jedyną rzeczą jakiej zabrakło mi tutaj to trochę większej ilości informacji historycznych, geograficznych i etnograficznych na temat samej Liberii. Autor tylko prześlizguje się po tych tematach opisując w większości swoje, jakby nie było, niewiarygodne perypetie w liberyjskich lasach. Tak czy inaczej uważam, że to jedna z lepszych książek dotyczących Afryki i na pewno obowiazkowa lektura dla osób planujących wyprawę do Liberii. Czyli na przykład dla mnie Cytaty:
„Dlatego właśnie nowojorski National City Bank, działający w imieniu potężnego towarzystwa kauczukowego Firestone z Akron (Ohio), zaproponował Liberii, że pożyczy jej pięć milionów dolarów w zamian za koncesję o powierzchni miliona akrów na zapleczu przylądka Mesurado. Nie mogąc związać końca z końcem Liberia przyjęła w grudniu 1926 roku propozycję National City Bank; natychmiast też rozpoczęły się prace kauczukowe”.
„Harvey Firestone, którego żona miała na imię Bella, połączył pierwsze sylaby swojego imienia i imienia żony i w ten sposób zrodziła się nazwa ‚Harbel Plantation’. Umiejscowienie tak olbrzymiego przedsiębiorstwa w kraju tak słabo rozwiniętym jak Liberia doprowadziło zresztą do gwałtownej krytyki poczynań Firestone’a. Ale to już inna historia”.
„Liberyjczykami są jedynie potomkowie amerykańskich niewolników, którzy począwszy od 1821 roku lądowali na Wybrzeżu Pieprzowym. Ci wyzwoleni niewolnicy – ci ‚Liberyjczycy’ – przybywając tutaj zastali afrykańskich tubylców. Nazywali ich natives. W gruncie rzeczy natives nie byli dla nich niczym więcej jak tylko dzikimi, z którymi musieli ostro brać się za bary, żeby obronić osady, jakie zdałali założyć wzdłuż wybrzeża. Oni sami natomiast byli dla miejscowych po prostu najeźdźcami”.
„…krabowana blacha stanowi w Liberii kryterium cywilizacji”.
„Bo czyż nie mówiono w nim (artykule prasowym – przypis autora), że poczynania Prezydenta Republiki Liberyjskiej wobec partii opozycyjnych przypominają działanie tłuczka do mięsa, którym się ‚zmiękcza’ zbyt żylasty befsztyk?”.
„Wielu elegantów nosiło również po kilka kapeluszy – jeden na drugim. Był to widomy dowód zasobności”.
„-Niech pan tylko spojrzy na tamtą staruchę z nocnikiem – wskazałem mojemu gospodarzowi kobietę, która właśnie to naczynie niosła przewieszone przez ramię. Jean-Pierre wybuchnął śmiechem: – To nie nocnik! To naczynie do picia wódki z trzciny cukrowej. Napełnia się je po brzegi i wychyla jednym haustem”.
„Umyłem ręce, nie bez zakonotowania sobie, że gdy Liberyjczycy używają ręczników, to nigdy ich nie piorą: tak są sztywne i śmierdzące, że trudno to sobie wyobrazić. Wychodzi sie z zasady, że skoro ręczniki służą do wycierania umytych części ciała, wobec tego nie ma powodów, by mogły stać się brudne. W rezultacie są równie miękkie jak pilnik do drzewa”.
„Mówi się, że pijacy nigdy nie mają kataru”.
„Ta poligamia, właściwia wszystkim środowiskom warstwy rządzącej, w najmniejszej mierze nie przeszkadza Liberyjczykom w ich zupełnie niebywałej religijności. Religią państwową jest w Liberii anglikanizm episkopalny i bodaj nikt, kto nie należy do tego wyznania, nie ma szans na otrzymanie jakiegokolwiek zajęcia w urzędach państwowych”.
„A przecież tak łatwo zostać pastorem! No bo niech pan sam powie, panie Periot. Poprowadzą mnie przed jury i zapytają, czy wierzę w Boga. Skrzyżuję ręce na piersiach i powiem po prostu: ‚Wierzę!’ A potem? No, a potem już nic, tylko do kasy!”.
„…tajemnica polega na tym, że w ogóle nie ma tajemnicy”.
„Dla większości ludów czarnej Afryki dzieci w chwili przyjścia na świat nie są ani chłopcami, ani dziewczynkami. Mają w sobie pierwiastki obydwu odmiennych płci i -teoretycznie – przynależą równie dobrze do jednej, jak i do drugiej: ich płeć jest jeszcze niezróżnicowana. Dopiero stopniowo, w miarę dorastania, płeć sie ustala”.