
Królowe Mogadiszu. Paweł Smoleński.
Gdyby skupić się tylko na rozdziale 26. opowiadającym o Ayaan, Kanadyjce somalijskiego pochodzenia, księżniczce jak sama o sobie mówi, można by stwierdzić, że jest jakaś nadzieja dla tego targanego wojną i głodem kraju. Można by zobaczyć światełko w tunelu, z którego wydawałoby się nie ma wyjścia. Jednak książka ma dużo więcej rozdziałów niż tylko ten optymistyczny 26. I prawie wszystkie malują obraz dość straszny i ponury albo wręcz przerażający. Można by się zżymać, jak początkowo robiłem, że wszystkie książki o Somalii takie są. Nie dają nadziei i tylko karmią się tą tragedią i pewnie dlatego duża część z nich jest w ogóle czytana. Bo przecież przeciętny czytelnik lubi sensacje, goni za opisami kataklizmów i tragedii. To się sprzedaje. Ta książka jednak taka nie jest. Mam wrażenie, że jest lepsza i to nie tylko przez ten 26 rozdział, ale przez nieco inne spojrzenie na kraj Somalijczyków. Cytaty:
“Poza tym, że dla władzy niektórzy ludzie zrobią wszystko.”
“Somalijczyk nie pyta drugiego Somalijczyka, skąd pochodzi i gdzie się urodził, ale z kim jest spokrewniony, jak nazywa się jego klan, podklan, plemię.”
“- Gdzie w Mogadiszu jest ten Bóg?
– Najwyższy nie zstępuje między ludzi. On po prostu jest, choć nie umiem sobie wyobrazić ani Jego postaci, ani potęgi, ani łaskawości. Ale jeśli przyszedłby do Mogadiszu, mieszkałby w obozie dla uchdźców, w zburzonej katedrze, w meczetach, w zrujnowanych domach wokół portu.
– A może Bóg juz nie żyje? Może został rozstrzelany, ścięty, ukamienowany, zabity w samobójczym zamachu?
– Allaha nie można dostrzec, więc nie można Go ukrzyżować jak waszego Jezusa. Bóg nigdy nie umiera, nawet tu.”
“…budżet somalijskiego Ministerstwa Zdrowia wynosi, jak powiada doktor Lul, zero przecinek zero dolara.”