Wgłąb lasów Aruwimi. Dziennik wyprawy do Afryki Środkowej. Jan Czekanowski.
(Uganda, DRC, Rwanda)
Polski podróżnik, antropolog i etnograf opisał swój udział w dwuletniej ekspedycji księcia Adolfa Meklemburskiego w latach 1906-07. Wyprawa nosiła nazwę Deutsche Zentral-Afrika Expedition i badała między innymi międzyrzecze rzek Kongo – Nil. Po powrocie usystematyzował zebrane materiały i wydał je w kilku tomach. Opisywana książka to tom VI, w której pan Czekanowski wprowadza nas w świat lasów równikowych nad rzeką Aruwimi i jej górnego biegu zwanego Ituri. To tutaj mieszkali i mieszkają ludzie niewielkiego wzrostu zwani dzisiaj, może nieco niedyplomatycznie, pigmejami. W blisko pięćsetstronicowej książce znajdziemy więc opisy spotkań z małymi ludźmi puszczy, na które nasz antropolog długo oczekiwał. Jako, że wyruszył na wyprawę z Fort Portal w dzisiejszej Ugandzie to dotrał także to pigmejów Twa zamieszkujących regiony gór Ruwenzori, pogranicza Rwandy, DRC i właśnie Ugandy. Praca napisana jest nieco odmiennym językiem od tego, do którego dzisiaj jesteśmy przyzwyczajeni, ale to nie powinno nas dziwić zważając na fakt, że notatki robione były ponad sto lat temu. Reasumując, oczekiwałem znaleźć tutaj więcej informacji na temat pigmejów Mbuti, do których autor dotarł. Jednak większość treści to opisy różnych tras i wypraw w całym regionie, a spotkań z małymi ludźmi dżungli jak na lekarstwo. Cytaty:
“Obecnie (1906-07 – przypis autora) w Afryce środkowej picie wódki stanowi przywilej białego człowieka. Bez wódki, panującej na zachodnim wybrzeżu, oczywiście trudniej było eksploatować kraj”.
“…ci którzy polowali, mniej zaglądali do butelki. Alkohol był śmiertelnym wrogiem funkcjonariusza kolonialnego.”
“…każda Murzynka pragnie mieć syna. Murzyni są szczerze przywiązani do swoich matek.”
“Tylko Pigmeje panują w lasach i tylko oni polują na słonie.”
“Żywot Pigmejów to ciężka praca, wykonywana bez przerwy, a oni sami stale smagani biczem głodu.”
“Murzyn uprawiający swą shambę, tj. plantację (rękoma żony), miał bez porównania większą pewność najedzenia się do syta co dzień, ale też był uchwytny dla organów administracji Państwa Niezależnego. Te zaś czyhały na niego, by go uchwycić w tryby aparatu ekspoatacyjnego, to znaczy przede wszystkim wypędzić do lasu, by tam zbierał kauczuk. Pigmej natomiast siedział w lesie i był nieuchwytny. To, że przyszli do badań antropologicznych zgodnie z zapowiedzią, mimo, że takie opuszczenie ‘warsztatu pracy’ groziło zerwaniem kontaktu ze zwierzyną, świadczyło jedynie, jak dalece odczuwali brak soli.”