Tłumacz z Darfuru. Daoud Hari.
(Czad, Sudan)
Niby wiemy dużo o Sudanie, niby mamy jakąś wiedzę na temat tego co działo się i nadal dzieje w Darfurze, ale przeczytanie tej książki znacznie pogłębi nam zrozumienie sytuacji ludzi tam mieszakających. Napisana przez młodego człowieka z ludu Zaghawa, który od wieków zamieszkuje Darfur, historia własnego życia mocno wpisze się w pamięć czytelnika. Nie jest to gruby, akademicki tom, z dokładną analizą problemu, ale raczej prostym i przejrzystym językiem napisana relacja z tego co przeżył Daoud Hari. Darfurczyk, który miał to szczęście, że nauczył się angielskiego jeszcze w szkole, uratował przez to sobie życie stając się tłumaczem reporterów i pracowników pomocy humanitarnej chcących dotrzeć do ogarniętej wojną części Sudanu. Przedstawia przyczyny ludobójstwa w Darfurze i pokazuje tragedię przeciętnego mieszkańca wioski. Dramatyzmu, a właściwie to tragizmu całej tej opowieści dodają życiowe przygody pana Hari, kiedy kilka razy unika śmierci i prawie cała jego rodzina ginie w wojennej zawierusze. Cytaty:
“Mężowie i żony mają osobne chaty, dzięki czemu małżeństwa są trwałe”.
“(w Ndżamenie – przypis autora) Ludzie są przeważnie wysocy, tak jak ja, a mam ponad metr osiemdziesiąt, i chudzi, bo dużo chodzą, ciężko pracują i mało jedzą. To jedna z wielu korzyści, jakie przynosi ubóstwo”.
“Baszir wie, że jeden z jego poprzedników stracił władzę przez klęskę głodu. Głęboko pod Darfurem znajdują się wielkie zasoby słodkiej wody. Gdyby udało się usunąć stamtąd rdzenną ludność, sprowadzono by arabskich chłopów i rozkwitłyby wielkie farmy. Sudan i Egipt podpisały ‘porozumienie o czterech swobodach’ pozwalające Arabom z Egiptu na przenoszenie się do Darfuru i na inne tereny Sudanu”.
“Rząd (Sudanu – przypis autora) zdecydowanie zniechęca do rozwiązywania sporów plemiennych drogą negocjacji między starszyzną. Rozdał Arabom broń i udzielił wojskowego wsparcia, żeby to oni je rozstrzygali. Podczas gdy władze uzbrajały Arabów, niearabskim wsiom w całym Sudanie rozkazano oddać broń – w przeciwnym razie miały zostać zniszczone. W Darfurze było pełno broni automatycznej jeszcze od lat osiemdziesiątych, kiedy pułkownik Muammar Kaddafi, dążący do eskpansji na południe, urządził sobie tutaj zaplecze do ataków na Czad”.
“Rozporządzając tak znaczną siłą ognia, ugrupowania rebelianckie w Darfurze, po kolejnej czystce, która doprowadziła do usunięcia z rządu nie-Arabów, zaczęły wspominać o niepodległości tego regionu. 25 kwietnia 2003 roku trzydzieści trzy rebelianckie land cruisery zaatakowały bazę wojsk rządowych, by zniszczyć samoloty i helikoptery bombardujące ich wsie. Prezydent Baszir w odwecie spuścił z łańcucha psy wojny: dał zielone światło zbrojnym grupom dżandżawidów. Arabskie bojówki, wspierane przez rządowe czołgi, samochody z karabinami maszynowymi, śmigłowce bojowe i bombowce armii sudańskiej, zaczęły atakować i palić mniejscowe wsie, już nie sporadyznie, ale w systematyczny sposób, z zamiarem zniszczenia ich wszystkich i wymordowania ludności. Zabijano mężczyzn, kobiety i dzieci. Przywódców wiosek palono żywcem lub zamęczano na śmierć na oczach przyjaciół i dzieci. Dzieci wrzucano do ognia. Studnie zatruwano ich zwłokami. Takie było polityczne, środowiskowe i kulturowe tło ludobójstwa w Darfurze”.