
Tam, gdzie nie ma coca-coli. Marcin Mińkowski.
(Republika Środkowoafrykańska, Republika Konga, Angola, Demokratyczna Republika Konga, Zambia)
Autor opisuje swoją wyprawę po Afryce Środkowej podróżując z Republiki Środkowoafrkańskiej do Angoli przez Kongo i DRC nocując, bardzo często, na misjach. Nadal nie wiem do końca co o tej ksiące myśleć i jaką ocenę jej wystawić. Patrząc na trochę tandentną, wydrukowaną w krzykliwych kolorach okładkę i czytając pierwsze strony miałem zamiar odłożyć ją na półkę nie poświęcając więcej czasu na filozoficzne wywody autora na temat afrykańskiej biedy i średnio udane opisy odwiedzanych miejsc. Nie przypadły mi także do gustu częste uogólnienia dotyczące całego kontynentu, tak jakby trzy czy cztery odwiedzone przez pana Marcina afrykańskie państwa były podobne albo identyczne jak reszta krajów kontynentu. Nie dość, że tak nie jest, to zbyt odważne wydaje się, moim zdaniem, wyciąganie wniosków na temat innych obszarów Czarnego Lądu. Owszem, Afryka Środkowa jest specyficzna i w jakiś sposób podobna do innych miejsc na naszym globie, ale żeby miała takie same cechy i problemy jak np. erytrejski Archipelag Dhalak czy bogate burskie rejony RPA albo seszelska ludność na wyspie Mahe to nie można łatwo stwierdzić. Jednak nie porzuciłem tej książki, gdzyż jest na swój sposób cenna. Nie dość, że odkrywa kawałek świata ciężko dzisiaj dostępnego jak chociażby RŚA czy części Republiki Konga to ma fragmenty, które się naprawdę dobrze czyta. Cytaty:
„Stanley otworzył Kongo na świat. Ale, oprócz spuścizny kartograficznej, zostawił w Afryce jeszcze jedną rzecz, bezcenną dla późniejszej europejskiej inwazji – strach (przed białymi).”
„W samym Kongu wyróżnia się ponad 150 języków. Zresztą skupiska te nie mają wielkiej potrzeby otwierania się na innych. Oprócz obogactwa językowego wszystko w nich jest takie same. Wymiana czy jakiekolwiek kontakty niczego nowego by nie wniosły, zatem te mikroświaty egzystują w odosobnieniu, odgrodzone od pobratymców barierą lasów, bagien czy gór.”
„Do Brazzaville, stolicy Konga, prowadzą dwie drogi – jedna od południa, druga od północy.”
„Z kraju, który w 1975 r. liczył około 15 milionów mieszkańców, 5 milionów znalazło schronienie w tym mieście (Luandzie), a wielu w innych miejscach wybrzeża. Dziś Angola ma największy wskaźnik urbanizacji na świecie właśnie z tego powodu. (wojny)”