La Maison de Sugar Beach. Helen Cooper.
Pierwsza książka pani Helene Cooper i zarazem pierwsza moja książka przeczytana w języku francuskim. Uczę się go od dwóch lat i kiedy rok temu sięgnąłem po nią, chwilę później poddałem się. Było za trudno. Teraz, pomimo że nie jestem w stanie ocenić książki pod względem stylu pisarskiego, to jest dla mnie w większości zrozumiała. Helen Cooper, korespondentka Białego Domu i dziennikarka New York Times’a, urodzona w liberyjskiej Monrovii, podjęła się próby opisania swojego życia na tle wydarzeń z historii nowożytnej Liberii. Muszę przyznać, że próba to udana, gdyż ukazane w oryginalny sposób wydarzenia począwszy od przybycia pierwszych uwolnionych niewolników z USA na ziemie dzisiejszej Liberii do objęcia rządów przez Charlesa Taylora wyraźnie wczytują się na długo w pamięć. Po tej lekturze można jednoznacznie dojść do wniosku, że żaden afrykański kraj nie był tak naprawdę wolny od kolonizacji. Bo cóż innego zrobili “Kongijczycy” (uwolnieni niewolnicy osiadli w Liberii – przypis autora) w Liberii chcąc założyć swój kraj, mordując i podbijając miejscowe plemiona autochtonów? Toż to przecież jawny kolonializm. I jakże brutalny i niewiele różniący się od tego co zrobili ponad sto lat później na przykład Francuzi w sąsiedniej Gwinei. Cytaty:
“Une chaloupe canonniere britannique accosta et son comandant lui proposa son aide a condition qu’il se range sous le drapeau britannique
– Nous ne voulons pas ici d’un drapeau qu’il nous sera plus difficile de mettre a bas que de battre les autochtones, repondit Elijah”.
“Elijah Johnson dirigea plusieurs expeditions militaires a l’interieur des terres pour combattre les Africains indigenes”.