Wstęp
Najbardziej zaludnionym regionem kraju jest “costa” czyli wybrzeże. To tutaj znajduje się stolica kraju Montevideo, która zrobiła na mnie bardzo miłe wrażenie.Jest tu dużo spokojniej niż w hałaśliwym i trochę niebezpiecznym Buenos Aires. Urugwaj znany jest też ze swoich atlantyckich, piaszczystych plaż. Niestety korzystać z nich można tylko w sezonie letnim. Na zimę trzeba się przenieść do Brazylii.
Wszechobecna yerba mate. W Urugwaju nie uprawia się ostrokrzewu paragwajskiego, ale otrzymywaną z niego yerba mate pije prawie każdy. Urugwaj sprowadza liście tej rośliny w stanie nieprzetworzonym po to aby u siebie przygotować ją na własny sposób. Niektórzy cenią ten napój bardziej niż alkohol i inne używki. Mi zasmakował bardzo. Blisko dwa kilogramy yerba wylądowały w Polsce w moim plecaku. Wystarczy na parę tygodni.
Montevideo, zamieszkiwane przez blisko połowę mieszkańców kraju (ponad 1,5miliona), jest stolicą Urugwaju od 1828 roku. Warto zobaczyć tutaj stare miasto pełne kolonialnych zabudowań. Pamiątką tych czasów jest Puerta de la Ciudadela. Najstarsza sala w Montevideo znajduje się w pięknym Teatro Solis. Pomnik największego bohatera narodowego Jose Gervasio Artigasa znajduje się na Plaza Independencia. Warto odwiedzić także Mercado del Puerto – portową halę tragową z 1868 roku. Mieszczą się w niej restauracje, kawiarnie i sklepy. To także miejsce spotkań wielu artystów. Ciekawą dzielnicą jest Pocitos. Jej największa atrakcja to bulwar, który przebiega wzdłuż wybrzeża i łączy ze sobą liczne plaże.
175 kilometrów na zachód od Montevideo, nad rzeką La Plata leży Colonia del Sacramento. Najpopularniejsze miejsce w Urugwaju, gdzie tysiące Argentyńczyków spędzają weekendy w okresie wakacji.
Centrum historyczne Colonii, zbudowane przez Portugalczyków, a później rozbudowane przez Hiszpanów, zostało wpisane w 1995 jako jedyny obiekt z Urugwaju na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Urugwajczycy, podobnie jak ich argentyńscy sąsiedzi, uwielbiają wołowinę. Na zdjęciu w galerii widać “parilla” czyli rodzaj dania z grilla, mieszanki różnych części mięsa wołowego, od wątróbki, przez żeberka po nadziewane jelita.
Dzień 1
Będąc w Buenos Aires pojechaliśmy do portu firmy Buquebus i odpłynęliśmy szybkim i w miarę nowym promem do urugwajskiej Colonii. Następnie przesiadka do autobusu i popołudniu byliśmy w Montevideo. Wiało tutaj znacznie bardziej niż w Buenos Aires. Przemykaliśmy więc szybko po pustych ulicach (była niedziela) w poszukiwaniu hotelu. Nigdzie nie było miejsc, jedynie obskurne dormitoria oferowały kilka wolnych łóżek. Będąc małym dzieckiem szukaliśmy pokoju dwuosobowego. Na Starym Mieście dosłownie wszystko było wynajęte. Ostatecznie wróciliśmy do nowej części miasta na główną ulicę Avenida 19 Julio i zatrzymaliśmy się w hotelu Aramaya mieszczącym się w starym kilkupiętrowym budynku. Za pokój ze śniadaniem zapłaciliśmy 40 usd. Obok hotelu był mały bar, w którym można było zamówić spaghetti z tuńczykiem za 130 peso, a te z kurczakiem kosztowało 200 peso.
Dzień 2
Planowaliśmy odwiedzić muzeum karnawału przy porcie, ale niestety było zamknięte. Przespacerowaliśmy się po pełnym knajp Mercado del Puerto i odwiedziliśmy w drodze powrotnej Museo del Gaucho (wstęp bezpłatny). Po południu pogoda się poprawiła więc postanowiliśmy zobaczyć jedną z plaż urugwajskich. Autobusem numer 62 można z centrum dojechać do Playa Pocitos za 17 peso. Woda nie była zbyt czysta, ale trzeba pamiętać, że nie jest to jeszcze otwarty ocean, tylko właściwie rzeka, a dokładniej estuarium powstałe przy ujściu rzeki Parana i Urugwaj do Oceanu Atlantyckiego.
Na głównym deptaku Sorandi ceny jedzenia są trochę wyższe. Dobre spaghetti kosztowało 180 peso.
Dzień 3
Spróbowaliśmy jeszcze raz odwiedzić muzeum karnawału. Tym razem było otwarte. Wstęp jest bezpłatny. Niestety w Montevideo pogoda nas nie rozpieszczała i oprócz wiatru wiejącego od oceanu uniemożliwiającego spokojny spacer co kilka godzin lał deszcz. Taksówka z muzeum do naszego hotelu kosztowała 70 peso. W restauracji obok hotelu codziennie oferowali Menu del Dia czyli danie dnia. Za 135 peso można było zjeść rybę z ziemniakami. Po obiedzie zabraliśmy plecaki i za 80 peso pojechaliśmy taksówką na dworzec autobusowy. Bilet na autobus do Colonii firmy Ituril lub COT kosztował 180 peso. Podróż trwała trzy godziny.
Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że mimo dużej ilości hotelików wcale nie było tak łatwo znaleźć coś taniego. Po poszukiwaniach i negocjacjach znaleźliśmy Posada de Los Pinos obok głównej ulicy za 50 usd za dwójkę ze śniadaniem. Hotelik był mały i oferował darmowy Internet dla gości. Właściciel ma basen we własnym domu oddalonym o kilkaset metrów, z którego pozwala gościom korzystać za darmo. Za rogiem ulicy znajduje się publiczny basenik. Wstęp dla miejscowych jest za darmo, ale od turystów żądają 40 peso za godzinę.
Dzień 4
Colonia to małe, senne miasteczko. Oferuje jednak kilka atrakcji i warto zostać tutaj kilka dni. Ceny w restauracjach są wysokie, 0,66 litra piwa kosztuje 60 peso. W sklepie spożywczym, w którym robiliśmy zakupy na śniadania i kolacje ceny kształtowały się następująco: 5 pomidorów, 1 papryka, 3 banany – 70 peso, szynka 200 gram – 50 peso, bagietka – 19 peso, duże litrowe piwo – 38 peso. Najtańsza butelka wina to wydatek rzędu 100 peso, a w litrowym kartonie – 60 peso. W miasteczku jest kilka małych muzeów i dwa molo wychodzące w rzekę.
Po południu zorganizowaliśmy sobie wycieczkę do Real de San Carlos. Autobus kosztował 12 peso. W wiosce znajduje się ogromna, opuszczona arena do walki byków. Wybudował ją jakiś lokalny biznesmen, ale w 1912 roku walki byków zostały zakazane w Urugwaju, a dzisiaj obiekt jest w ruinie i wejście jest zabronione, ale warto tutaj przyjechać i wyobrazić sobie czasy świetności obiektu. W niedużej odległości od tego budynku znajduje się Muzeum Skarbów. Wstęp 100 peso za osobę. Autobusy powrotne do Colonii jeżdżą co pół godziny do 14.30. Później co godzinę.
Dzień 5
Spacerowaliśmy po sennej Colonii i na obiad postanowiliśmy spróbować słynnej lokalnej potrawy o nazwie „parilla” To właściwie nie jest nazwa potrawy, ale sposobu przyrządzania mięsa. Przypomina to nasz grill. Za 320 peso dostaliśmy dużą porcję mięsa (żeberka, wątróbka, kiełbasa itp.) z grilla z serem i sałatką. Dwie osoby najedzą się takim daniem do syta.
Po południu kupiliśmy bilety na prom powrotny do argentyńskiej stolicy. Ceny były dość zróżnicowane i bilet liniami Seacat Colonia kosztował 489 peso za dorosłą osobę (1069 za naszą trójkę). Buquebus jest droższy i oferował cenę 1615 peso za dwie osoby dorosłe i dziecko poniżej drugiego roku życia. Późnym popołudniem dotarliśmy do Buenos Aires.