27 stycznia
Przepływamy na drugą stronę rzeki za 2000 franków. Za 1 euro płacono 650 franków zachodnioafrykańskich CFA. Od granicy do St Louis jedziemy busem za 2000 CFA za osobę. St Louis jest warte odwiedzenia. Śpimy w hotelu de Villee za 10 000 CFA za dwójkę.
28 stycznia
Internet w Sain Louis kosztuje 250 CFA za godzinę, duża kanapka z szynką w barze – 1500 CFA, woda 1,5 l – 900 CFA, piwo Gazelle – 800 CFA za butelkę 0,66 I. Wieczorem idziemy do Hotelu du Palais, gdzie jest koncert na żywo. Wstęp za darmo.
29 stycznia
Siedzimy w St Louis. Bardzo tu miło. Nasz hotel jest na wyspie, a my idziemy zobaczyć część miasta położoną na półwyspie. Jest ona zamieszkana przez uboższą ludność. Jemy drogi obiad w Hotelu du Palais za 3500 CFA. Nie polecam.
30 stycznia
Postanawiamy pojechać do stolicy. Taksówka z centrum na gare routiere kosztuje 1000 CFA. Droga do Dakaru zajmuje 4 godziny. Dakar to duże miasto i podobno niebezpieczne. Śpimy w hotelu Continental za 19 500 CFA za dwójkę. Przy hotelu jest bar. Piwo Flag kosztuje 600 CFA, a Gazelle 1000 CFA. Internet – 3000 CFA za godzin.
31 stycznia
Pakujemy się i jedziemy taksówką do portu, skąd odpływa prom na wyspę Ile de Goree. Taksówka kosztuje 1000 CFA . Bilet powrotny na prom – 5000 CFA. Abdulay, jeden z wielu przewodników na wyspie, którzy od razu wyłapują turystów wysiadających z promu, znajduje nam rodzinę u której możemy przenocować za 5000 CFA za nas dwoje. Pomieszcze nie jest zbytnio umeblowane, wlasciwie nie ma nic oprócz materaca, ale jest w miarę czysto.
Ile de Goree to mala wyspa wulkaniczna. Mozna ją przejść w kilka godzin. Odwiedzamy Muezum Niewolnictwa i Muzeum Kobiet. Wstęp po 500 CFA. Mamy szczęście. Na wyspie jest dzisiaj impreza. Jedna z muzulmanek mieszkających na wyspie wróciła wlasnie z pielgrzymki do Mekki i z tej okazji wszyscy świętowali, tańczyli , śpiewali byli bardzo kolorowo ubrani.
1 lutego
Jest ciepło. W końcu. Cały dzień odpoczywamy obserwując przeplywające statki. Piwo Gazelle kosztuje 1000 CFA i jest pyszne. Jemy sniadanie (bagietki z sardynkami) na wysokiej skarpie, skąd mamy widok na ocean.
2 lutego
Nadal jesteśmy na wyspie Goree, bo bardzo nam się podoba, ale to już chyba ostatni dzien. Śpimy wciąż w domu u Eryka przy Rue Campagne. Jak będziecie na tej wyspie, to polecam nocleg w jego domu. Następnego dnia wcześnie rano odpływamy z wyspy pierwszym promem. Mieszkańcy pracujący w Dakarze i dzieci z tornistrami plyną z nami. Z portu jedz1emy taksówką (2000 CFA) na gare routiere. Chcemy pojechac nad jezioro Lac Rose. Podobno ma rózowy kolor.
Jezioro Rózowe (Lac Rose) nie okazało się być różowym, przynajmniej dla mnie. Ania twierdziła, że jest rózowe. Kolor to widocznie kwestia indywidualnego spojrzenia na wodę. Idziemy piechotą na drugą stronę jeziora, oglądając po drodze, jak wydobywana jest sól z jeziora. Układana jest w kopce tuż przy brzegu. Później pakowana do worków i wywożona na ciężarówkach.
Po południu wracamy do Dakaru. Mo na na cała trasę wynająć taksówkę, co niektórzy turysci czynią, ale to drogi wariant, z którego nie skorzystalismy.
W Dakarze spimy w Hotelu du Marche, bo w Continentalu nie ma juz miejsca. Cena to 10120 CFA za pokój. Hotel okazuje się być wynajmowany także na godziny, ale lokalizację ma całkiem dobrą.
3 lutego
Dzien spędzamy w Dakarze zwiedzając miasto. Odwiedzamy Muzeum – wstęp 1200 CFA na osobę. Nie ma zniżek dla studentów. Przegrywamy zdjcia na plytę CD – 1500 CFA (płyta plus przegranie). Internet kosztuje 300 CFA za godzinę. Robimy zakupy: bagietka 150 CFA, ser topiony (8 trójkątów) – 800 CFA, woda 1,5 I – 500 CFA, banany 1 kg – 600 CFA, mandarynki 1 kg – 1200 CFA, za warzywa, w tym pęczek rzodkiewek, 4 pomidory, 2 ogórki, 4 papryki płacimy 1200 CFA. .
Nastał wieczór i nastało niestety pożegnanie. Pojechalismy na lotnisko i Ania poleciała do Brukseli, a ja zostałem na lotnisku. Wziąłem taksówkę i pojechałem do hotelu du Marche. Taksówkarz trochę się dziwił, że akurat sposród tylu hoteli biały czlowiek wybiera właśnie ten, ale życzył mi powodzenia na nadchodzącą noc i odjechał. Poszedłem więc spać, żeby rano wyruszyć dalej w kierunku Akry w Ghanie skąd miałem wracać do domu. To juz jednak inna historia.