Przylecieliśmy do Muscatu nad ranem w sobotę. Niestety wszystkie bagaże, oprócz Ani plecaka zaginęły. Powiedziano nam, że za trzy dni przylecą kolejnym lotem z Istambułu. Odebraliśmy zarezerwowane wcześniej auto i pojechaliśmy do hotelu. Auto nie miało fotelika, gdyż pan w wypożyczalni zapomniał o nim i obiecał nam, że jutro ktoś dowiezie nam go do hotelu. Spaliśmy w Al Fanar Hotel za 15 riali za mały, niezbyt czysty pokój . Jak się później dowiedzieliśmy mają też ładniejsze i czystsze pokoje za 20 riali. Naseem Hotel kosztuje 20 riali. Obydwa te hotele i kilka innych możemy znaleźć przy promenadzie w Mutrah. Mają bardzo ładny widok z okien na zatokę. Za pizzę i dwa soki na promenadzie zapłaciliśmy 8 riali. Odwiedziliśmy z dziećmi wesołe miasteczko Ryam Park przy promenadzie – przejazd na kolejce kosztuje 400 baisa. Wstęp do parku jest bezpłatny.
Pojechaliśmy do Palałacu Sultana w Muscacie. Do środka nie można wejść, jedynie pospacerować w okolicy całego kompleksu. Fotelik do samochodu dowieźli nam popołudniu, ale okazał się trochę za mały. Wieczorem pospacerowaliśmy po promenadzie w Mutrah. W lokalnych barach jedzenie jest tańsze – 1-3 riale za danie. Duża ryba z sałatą, plackami i humusem kosztuje 3 riale.
Pojechaliśmy do Sur przez Wadi Tiwi. Trudno zwiedzać wadi (doline rzeki) z małymi dziećmi. Trzeba mieć nosidełko , gdyż dotarcie do najładniejszych miejsc wymaga dłuższego spaceru wąskimi dróżkami, po których nie da się jeździć wózkiem. Dotarliśmy do Wadi Tiwi – piękne, ale podobno Wadi Shaab jest jeszcze ładniejsze. W Sur spaliśmy w Sur Hotel w centrum miasta za 18 riali za dwójkę po zniżce z 20 riali. Obiad w hinduskiej knajpie kosztował 7 riali. Porcje były bardzo duże. Benzyna kosztowała 0,11 riala za litr. Pojechałem z Dawidem do lokalnej stoczni, gdzie nadal budują drewniane statki. Jest tutaj malutkie muzeum. Wstęp bezpłatny. Później udzieliliśmy wywiadu dla lokalnej telewizji, filmującej materiał turystyczny o mieście Sur. Potrzebowali widocznie wypowiedzi obcokrajowca zachwalającego uroki miasta.
Pospacerowaliśmy po centrum Sur. Bardzo wiało, więc postanowiliśmy pojechać do Ras al Jinz zorientować się jak można zobaczyć żółwie. Oglądanie żółwi to dzisiaj zorganizowana wycieczka z przewodnikiem na plażę, gdzie żółwie składają jaja. Są dwa warianty – można iść wieczorem o 21.00 i wtedy jest więcej żółwi, ale nie można robić zdjęć. Druga opcja to oglądanie o poranku o godzinie 4.00. Wtedy bywa, że żółwi już nie ma, ale jeżeli zobaczymy je to można robić zdjęcia. Wycieczka kosztuje 3 riale za osobę. Warto tutaj przyjechać. W okolicach budynku, gdzie kupuje się bilety jest kemping, ale w czasie, gdy tam byliśmy był zamknięty.
Pojechaliśmy do miejscowości Al Ghabil, przy pustyni Wahiba Sands. Zatrzymaliśmy się w Al-Ghabil Resthouse – 30 riali za ładny pokój. Niestety nie ma możliwości spania w tańszym hotelu. Wszystkie noclegi w okolicy są jeszcze droższe. Administracja hoteliku oferuje wycieczki na pustynie – 2-3 godzinna – 35 riali za samochód (do 4 osób). Obiad w hotelu – szwedzki stół – kosztował 2 riale za osobę. Cena wycieczki przeraziła nas początkowo, ale okazało się, że inne opcje zobaczenia pustyni i wiosek Beduinów są jeszcze droższe. Zdecydowaliśmy się więc pojechać następnego dnia mimo tak wysokiej ceny.
Wycieczka trwała blisko trzy godziny i była ciekawa. Zobaczyliśmy osadę Beduinow na pustyni, poczęstowano nas daktylami z kozim białym serem i kawą, Dawid mógł się pobawić z małymi kozami, a w drodze powrotnej jechaliśmy po wysokich i bardzo spadzistych wydmach. Zakupiliśmy bransoletki w wiosce – 2 riale. Po południu pojechaliśmy do Nizwy. Podróż trwała dwie godziny. Znaleźliśmy całkiem przyzwoity hotelik przy wjeździe do miasta – Tanuf Residency. Po negocjacji z 20 obniżyliśmy cenę do 18 riali za dobę. Niestety śniadania tutaj nie podają. Obiad można zjeść na dole w sąsiednim budynku w tureckiej restauracji – smaczne posiłki za 5 riali za dwa dania i dwa koktajle z mango, papai lub innych świeżych owoców.
Pojechaliśmy do centrum miasta (hotel jest oddalony o 5 km od centrum) z Dawidkiem zobaczyć fort – 0,5 riala bilet dla dorosłej osoby, dzieci za darmo. Był to akurat dzień targowy w Nizwie. Mnóstwo sprzedających i kupujących, bardzo duży ruch, ale można przy okazji zobaczyć jak wyglądają Omańczycy i czym handlują. Po południu pojechaliśmy na basen do pobliskiego hotelu Doris Falaj. Hotelowy basen, a właściwie dwa baseny udostępniane są gościom, którzy nie są rezydentami hotelu za 3 riale za osobę dorosłą za cały dzień. Można się zrelaksować po całodziennym zwiedzaniu. Obiad w Pizza Hut kosztuje 10 riali za największą pizzę i dużą sałatkę.
Baseny tak nam się spodobały, że postanowiliśmy jeszcze raz z nich skorzystać. Zjedliśmy kolejny obiad w pizza hut – 10 riali, a po południu pojechaliśmy jeszcze raz na fort, tak aby Ania mogła go zwiedzić. Na dole przy forcie w tureckiej kawiarence wypiliśmy trzy herbaty i mleczny koktajl bananowy – 1,6 riala za wszystko.
Pojechaliśmy zobaczyć Jebel Shams, najwyższy szczyt Omanu, fort w Bahla oraz zamek Jabrin. Fort w Bahla był nieczynny – renowacja. Zamek w Jabreen warty odwiedzenia – wstęp 0,5 riala za osobę. Ładnie odrestaurowany. Zjedliśmy obiad w tureckiej restauracji po drodze – 6 riali za dwa duże dwudaniowe posiłki. Dalej do Jebel Shams. Po drodze mijaliśmy Wadi Ghul. Gdy dojechaliśmy do końca drogi asfaltowej pojawili się właściciele aut z napędem na cztery koła oferując nam podwiezienie kilkanaście ostatnich kilometrów do szczytu. Dalej bowiem droga jest wyboista i nie nadaje się na osobowe auto. Po negocjacjach ustaliliśmy cenę 12 riali (z 20 riali). Warto tutaj przyjechać. Olbrzymia przestrzeń, niesamowite skały i przepaści,… Ze szczytu rozpościera się przepiękny widok na całą okolicę.
Kolejny dzień targowy w Nizwie. Spędziliśmy kilka godzin na obserwowaniu ludzi handlującymi właściwie wszystkim – od chińskich plastików po krowy i kozy. Zmęczeni południowym słońcem pojechaliśmy odpocząć na basen do hotelu Doris Falaj. Następnego dnia planowaliśmy jechać przez pustynię do południowych prowincji kraju, więc trzeba było nabrać sił.
Wyruszyliśmy rano około siódmej do Salalah. Początkowo planowaliśmy, że zatrzymamy się gdzieś po drodze np. w okolicach Haima, ale droga była prawie pusta, a nawierzchnia doskonała. 885 kilometrów dzielące Nizwę od Salalah pokonaliśmy w 8,5 godziny z godzinną przerwą w Gaftain Guesthouse. Obiad – ryż z warzywami kosztował 2,5 riala. Po 15.00 dojechaliśmy do Salalah i zatrzymaliśmy się w centrum w Al Hanaa Hotel. Kosztował 17 riali za dużą dwójkę bez możliwości negocjacji (możliwe dopiero powyżej 15 dni), ale za to ze śniadaniem (kawa, herbata, soki, pieczywo, tosty, masło, dżem, serki topione) przynoszonym do pokoju. Osoby preferujące europejskie czy amerykańskie jedzenie mogą w Salalah znaleźć Pizza Hut.
Pojechaliśmy zobaczyć plaże w okolicach miasta. Crowne Plaza Hotel ma dostęp do szerokiej, ciągnącej się kilometrami pięknej plaży z białym piaskiem i palmami. Hotel jest luksusowy i bardzo drogi, ale miał zbyt zimną wodę w basenach. Plaża jest publiczna, jak większość w Omanie, więc można korzystać z niej bezpłatnie. Po powrocie do centrum udaliśmy się na obiad do libańskiej restauracji zlokalizowanej obok Pizza Hut – obiad dla 3 osób kosztował 10 riali. Stół był cały zastawiony pysznym świeżym jedzeniem. (przystawki pełne różnych rodzajów sałat, surowej pociętej marchwi, humusu, granatów, oliwek, ryżu z mięsem zawijanego w liście winogron, smażonych pierożków ze słonym serem, innych past i sosów, a dania główne to przede wszystkim świetnie doprawione soczyste grillowane różnego rodzaju mięso i treściwe zupy). Polecamy. Chicken kebab – 2 riale, sałatki z sosami – 2 riale, sok ze świeżych owoców – 1 riala, zupa – 1 riala. Po południu pojechaliśmy do hotelu Hilton zobaczyć inną plażę. Może jest trochę mniej atrakcyjnie położona, gdyż widać z niej port i dziesiątki ogromnych statków przypływających i odpływających z ładunkiem, ale jest czysta i szeroka. To właśnie tutaj widzieliśmy kilka metrów od brzegu delfiny goniące ławicę ryb. W hotelu jest bar o nazwie Mayfair, w którym przy zakupie jakiegokolwiek drinka można skorzystać z Internetu bezprzewodowego (30 minut), pod warunkiem, że posiada się swój komputer.
Rano wybraliśmy się do strefy archeologicznej Al Baleed. Na terenie całego kompleksu znajduje się muzeum, ruiny starożytnego miasta – portu oraz khor (rozlewiska), gdzie można podpatrywać życie ptaków. Wstęp do muzeum kosztuje 1 riala. Dzieci poniżej 10 roku życia nie maja wstępu , ale strażnik zlitował się nad nami i wpuścił całą naszą czwórkę. Warto tutaj zajrzeć. Zobaczyć można stałe ekspozycje statków, precyzyjnie wykonane makiety dużych okolicznych miast i poznać historię regionu. Przy muzeum znajdują się również cztery sklepy oferujące słynne w całym Omanie kadzidło, lokalne samodzielnie wykonywane perfumy oraz noże khanjar. Obok muzeum możliwe jest zwiedzanie ruin osady. Przejazd meleksem na terenie dość rozległego terenu kosztuje 0,5 riala za osobę. Wycieczka łodzią – 1 rial za osobę. Na obiad wróciliśmy do ulubionej libańskiej restauracji.
Pojechaliśmy w kierunku granicy jemeńskiej. Jadąc można podziwiać przepiękne widoki – piaszczyste plaże, góry i pasące się dzikie wielbłądy. Zatrzymywaliśmy sie w punktach widokowych, gdzie droga dochodziła do linii brzegowej i ukazywał się granatowo-błękitny ocean. Granica z Jemenem jest zamknięta i zanim do niej dojedziemy miniemy dwa posterunki wojska. My dojechaliśmy do pierwszego z nich oddalonego o 125 km od Salalah. Następnie dotarliśmy do pięknej plaży Al Fayzayah. Zjazd z głównej drogi był bardzo stromy i nieprzystosowany dla aut nie terenowych, ale udało się nam dojechać do niej. Plaża jest bezludna i dzika, pasą się przy niej wielbłądy. Dzieci zasnęły, więc mogliśmy spokojnie podziwiać widoki. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w okolicach plaży Mughsail przy blowholes czyli naturalnych fontannach, gdzie przy uderzeniu fali w skał woda tryska wysoko w górę. Morze było spokojne tego dnia i niczego nie widzieliśmy. Restauracja znajdująca się w pobliżu nie serwuje jedzenia, także prowiant trzeba zabrać z Salalah. Plaża Mughsail jest bardzo ładna, ale nikt się nie kąpie. Wróciliśmy do hotelu wieczorem.
Naszym dzieciom plaże i baseny wyjątkowo przypadły do gustu, więc pojechaliśmy ponownie do hotelu Hilton. W Omanie wiele luksusowych hoteli sprzedaje tzw. ‘daily voucher’ czyli całodniowe bilety dla osób nie będących rezydentami w danym kompleksie, które uprawniają do korzystania z basenów i restauracji w ciągu całego dnia. Koszt to 2 – 10 riali za osobę w zależności od hotelu. Najdrożej jest w Muskacie. W Hiltonie w Salalah, jeżeli nie korzystamy z ręczników basenowych, wstęp jest bezpłatny. Po raz trzeci wróciliśmy na obiad do libańskiej restauracji. Duże smaczne sałatki dla 4 osób – 4 riale, shish kebab/shish tawook – 2,1 riala. Jedzenie bardzo dobre.
Pojechaliśmy na wschód od Salalah, do Mirbat. W mieście wiele atrakcji nie ma, ale jest ładna zatoczka z plażą i zamek w remoncie. 10 km dalej jest hotel Mariott. Podróżując z dziećmi musieliśmy często zaglądać do miejsc, których sami nigdy nie odwiedzalibyśmy, ale i to także ma swoje uroki. Zobaczyliśmy jak bogaci Omańczycy i szejkowie z krajów Zatoki spędzają wolny czas. I wcale nie kosztowało nas to dużo. Wstęp na kompleks basenowy kosztował 4 riale za cały dzień. W tej cenie mogliśmy korzystać z bezprzewodowego Internetu, który jak już wiedzieliśmy, nie jest tak łatwo dostępny w Omanie. Obiad w hotelowej restauracji był dość drogi, ale nie wygraliśmy z głodem – smaczne spaghetti za 4 riale. Hotel jest bardzo ładny, ale plaża miejscami skalista. Wieczorem wróciliśmy do Salalah.
Odwiedziłem meczet Sultana Qaboosa. Imponujący. Wstęp jest bezpłatny. Pojechaliśmy zobaczyć targ Hafa Souk, znajdujący się w pobliżu promenady. W Salalah wszystkie ciekawe miejsca są od siebie oddalone o kilka kilometrów, więc zwiedzanie bez auta jest utrudnione. Targ generalnie nie jest zbyt ciekawy i utracił już swój tradycyjny charakter. Może poza stoiskami z kadzidłem i mirrą. Poza tym sprzedają tutaj głównie wyroby z Chin. To jednak ma czasami dobre strony. Samolot plastikowy dla naszego zmęczonego chodzeniem synka kosztował 1 riala. Letni pałac Sultana, zlokalizowany w pobliżu targu jest zamknięty dla turystów, ale obiekt z zewnątrz także robi wrażenie.
Czas wracać z egzotycznego południa kraju, przypominającego trochę Zanzibar, do nieco chłodniejszej stolicy. Po śniadaniu przyniesionym do pokoju, około 9.00 wyruszyliśmy na północ w stronę Muscatu. Tym razem byliśmy pewni, że nie przejedziemy 1000 kilometrów w jeden dzień i będziemy musieli nocować po drodze. Przy Al Gaftain Guesthouse Dawidek zasnął więc nadarzyła się okazja do spokojnej jazdy i postanowiliśmy jechać dalej. To oznaczało, że będziemy musieli kontynuować podróż co najmniej do Nizwy, gdyż nic po drodze nie znajdziemy. Po 18.00 dojechaliśmy do Muscatu. Także tym razem droga okazała się nie tak bardzo męcząca. Ruch jest tutaj naprawdę niewielki. Zatrzymaliśmy się w tym samym hotelu co przed dwoma tygodniami – w Al Fanar Hotel, wynajęliśmy większy pokój z widokiem na zatokę. Po negocjacji z kierowniczką ustaliliśmy cenę na 18 riali.
Kilkaset metrów od naszego hotelu znajdowało się muzeum Bait al Baranda. Wstęp to 1 rial za osobę. Ekspozycja była bardzo ciekawa a wiele zjawisk i eksponatów miało interaktywne opisy na monitorach. Następnie wybraliśmy się na targ (Mutrah souk), ale akurat przypłynął duży statek wycieczkowy z Emiratów Arabskich i setki turystów zadeptało stoiska. Spotykaliśmy tutaj parę akrobatów z Polski, która występuje na statkach wycieczkowych na całym świecie demonstrując cyrkowe pokazy. To jedyni nasi rodacy, z jakimi zetknęliśmy się w Omanie. Obiad przy promenadzie kosztował 8 riali za dwa dania (chicken tikka – 2,5, 1 banana shake – 1rial, mango shake – 1 rial). Pojechaliśmy do Al Bustan Palace. To pałac zamieniony na hotel albo odwrotnie. Niesamowicie piękny i majestatyczny w środku. Pokoje kosztowały 170 riali za osobę w dwójce. Nie zdecydowaliśmy się tym razem. Nie wolno korzystać z basenów i plaży, jeżeli nie jest się gościem hotelowym. Wieczorem wybrałem się do małej restauracji na dachu hotelu Marina, zaraz obok naszego Al. Fanar. To chyba jedyna licencjonowana (sprzedająca alkohol) restauracja w Mutrah. Ma piękny widok na port i cały Mutrah. Piwo Amstel/Tuborg – 0,5 litra – 1,7 riala.
Pojechaliśmy do kompleksu hotelowego Shangi-La w Bandar Jissah. Niestety nie ma tutaj daily vouchers, czyli nie można korzystać z basenów. Warto tutaj przyjechać, ze względu na wspaniałe widoki na skaliste wybrzeże. Obiad zjedliśmy w KFC w Lulu Supermarket w Mutrah. 6 riali za dwie duże kanapki z wołowiną, zawijane z krewetkami, kukurydzę i kawałki kurczaka z frytkami. Po południu pojechaliśmy posprawdzać inne 5-gwiazdkowe hotele. Informacja dla podróżników z małymi dziećmi nie jest zbyt dobra: nigdzie nie ma daily vouchers albo są bardzo drogie. W Sheratonie najtaniej – 8 riali za osobę, Gran Hayatt piękny, ale 10 riali za osobę. Wybraliśmy się potem na promenadę w Qurum Heights. Jest tutaj ładna plaża z ciemnym piaskiem. Przy promenadzie jest Starbacks Coffee . Internet dostępny jest dla gości.
Znaleźliśmy najtańszą zagospodarowaną (z prysznicami i kawałkiem cienia) plaże w okolicach stolicy – Ocean Dive Center. To centrum nurkowe zlokalizowane jest przy pięknej zatoczce z żółtym piaskiem za miejscowością Qantab, po drodze do kompleksu hotelowego Shangri-La. Są tutaj prysznice i restauracja oraz jeden basen. Odwiedziliśmy także publiczną, bezpłatną plażę w Qantab. Można tutaj wynająć łódź i popłynąć wzdłuż wybrzeża podziwiając skały. Po południu pojechaliśmy do znanego w stolicy hotelu Chedi. Niestety nie ma dziennych wejściówek. Kolacja w pokoju – bułki z serem i banany.
Rano po 8.00 udaliśmy się do Wielkiego Meczetu sułtana Qaboosa w dzielnicy Azaiba. Wstęp bezpłatny. Meczet jest ogromny i ma niesamowity żyrandol z kryształow Swarovskiego i największy w kraju (i chyba na świecie) dywan irański. Trzeba być odpowiednio ubranym i mieć pozakrywane praktycznie całe ciało oprócz twarzy i dłoni. Kobiety szczególnie są sprawdzane. Po 11.00 pojechaliśmy na lunch do McDonalda – 5 riali za BigMac, 2 hamburgery, sałatkę i frytki. Następnie wyruszyliśmy do fortu w Nakhal. Wstęp 0,5 riala za osobę. Dzieci mogą wejść za darmo. Zwiedzaliśmy fort 1,5 godziny. Warto tutaj przyjechać. Mnóstwo różnej wielkości pomieszczeń i piękne widoki z na okolice. Dalej jadąc na zachód dotarliśmy do fortu w Rustaq i zamku w Al Hazm. Niestety obydwa obiekty są nieczynne z powodu remontu. Można je podziwiać tylko z zewnątrz. Wracając do Muscatu zatrzymaliśmy się w Al Sawadi Beach Resort, aby zobaczyć zachodzące na plaży słońce. Kolacja w Pizza Express w dzielnicy Madinat Qaboos. 10-cio calowa pizza kosztuje 4,5 riala.
Spędziliśmy cały dzień w Ocean Dive Center. Wstęp kosztuje 2 riale za dorosłego, dzieci – 1 rial. Na weekend ceny wzrastają o 100%. Zjedliśmy obiad w restauracji przy basenie- 4,2 riala spaghetti bolognese, 4,6 riala spaghetti carbonara. Wieczorem odwiedziliśmy długo oczekiwany targ w Mutrah. Ciekawe miejsce, z dziesiątkami różnych stoisk. Lepiej tutaj przyjść, gdy nie ma tłumów ze statków wycieczkowych – czyli wieczorem. Orzeszki i migdały – 2,3 riala. Świeża ryba z warzywami w lokalnym barze obok naszego hotelu – 3,7 riala.
Niestety nadszedł ostatni dzień wakacji w Omanie. Rano odpoczęliśmy na plaży w Ocean Dive Centre, a po południu zaglądnęliśmy do Parku Kalbooh przy promenadzie w Mutrah. Bardzo ładne miejsce, z fontannami i atrakcjami dla dzieci. Wstęp bezpłatny. Spakowaliśmy plecaki i poszliśmy spać.
Rankiem pojechaliśmy na lotnisko, to jakieś 30 minut z Mutrah. Dostaliśmy 3 dni gratis w wypożyczalni Europcar za to, że nie było dla nas fotelika dla dziecka w pierwszy dzień. Około 17.00 wystartowaliśmy z Muscatu.