Dzień 1 czyli 14 lutego 2018
Do miasta Labe w górach Futa Dżallon dotarliśmy od strony Gwinei Bissau. Tutaj musieliśmy dokupić dwa ostatnie bilety (w zbiorowej taksówce za nieobecnych pasażerów), gdyż czekalibyśmy w nieskończoność aż kierowca nazbiera wymagane dziewięć osób. Jedno miejsce w aucie kosztowało 15 000 cfa, co wydawało nam się drogie, okazało się nie taką wygórowaną ceną, kiedy dotarliśmy po 15 godzinach jazdy do celu. W Labe byliśmy o 1.00 w nocy. Zatrzymaliśmy się w hotelu Pacific zaraz obok hotelu Tata. Pokój z dużym łóżkiem kosztował tutaj 20 000 franków gwinejskich. Za 1 euro płacą tutaj około 10 700 fg.
Dzień 2 czyli 15 lutego 2018
Rankiem po zjedzeniu śniadania za 50 000 fg w hotelu Tata wyruszyliśmy na trzydniowy trekking w góry Futa Dżallon. Kosztowało to nas 950 000 fg za osobę. Najpierw ruszyliśmy autem z Labe do Pita, dalej kolejnym autem do małej wioski skąd marszem w dwie godziny dotarliśmy do Aingel – małej wioseczki, w której zostaliśmy na noc. Około godziny 20.00 dostaliśmy smaczną kolację i spotkaliśmy trójkę Francuzów budujących doprowadzenie wody z górskiego źródła do wioski.
Dzień 3 czyli 16 lutego 2018
Około godziny 9.00, po śniadaniu wyruszyliśmy w 17 kilometrową wędrówkę do wioski Lafitya oglądając po drodze trzy piękne wodospady. Na dwie godziny przed zmrokiem dotarliśmy na miejsce. Nieco mniej uporządkowana wioska niż Aingel przyjęła nas gościnnie. Na kolację podano nam bardzo smaczną kaszę z sosem oraz białym bakłażanem przypominającym z wyglądu kapustę. Położyliśmy się spać w małej, wykonanej z gliny, okrągłej chacie pokrytej strzechą. Wędrowaliśmy cały dzień w szóstkę: Artur, dwóch Anglików, przewodnik Ibrahim, tragarz Baba, który niósł cały nasz dobytek oraz ja.
Dzień 4 czyli 16 lutego 2018 (sobota)
Nie jestem zagorzałym miłośnikiem chodzenia po górach, ale tutaj w Futa Dżallon jest naprawdę pięknie. Zaraz po godzinie ósmej wyruszyliśmy w drogę powrotną – 15 kilometrów przez niemałe wzniesienia do wioski Aingel. Tym razem widzieliśmy mijane wcześniej wodospady z innej perspektywy – z większej wysokości i odległości. Już po czterech godzinach byliśmy na miejscu, gdzie zjedliśmy smaczny obiad składający się z fasoli wymieszanej z cebulą. Około 14.00 odjechaliśmy do Labe, gdzie w hotelu Tata zapłaciliśmy 350 000 fg za pokój z jednym dużym łóżkiem i dopłaciliśmy 50 000 fg za drugie śniadanie, które nie było w cenie. Piwo półlitrowe to wydatek 25 tysięcy fg.
Dzień 5 czyli 17 lutego 2018 (niedziela)
Około 8.00 wyjechaliśmy do Konakry. Kierowca, który miał iście zacięcie rajdowe pokonał trasę do stolicy w siedem godzin, ale korki w Konakry dodały nam jeszcze blisko półtorej godziny siedzenia w aucie. Przed godziną 17.00 byliśmy w hotelu Kipe Tourisme w dzielnicy Ratoma. Konakry to duża zachodnioafrykańska metropolia z wszystkimi problemami typowymi dla dużych miast na tym kontynencie; korki, zanieczyszczenie, hałas i brud. Kolacja składająca się z mocno grillowanej ryby i frytek kosztowała 80 000 fg.
Dzień 6 czyli 18 lutego 2018
Rankiem po śniadaniu wliczonym w cenę pokoju (450 000 fg za dwójkę z jednym dużym łóżkiem) przemknęliśmy przez całe miasto. Najpierw odwiedziliśmy Wielki Meczet Faycala, gdzie akurat pomocnik imama wychodził i zdecydował się nam pokazać świątynię. Następnie zawitaliśmy do portu Boulbinet i na targ z maskami w pobliżu hotelu Camayenne. Obiad zjedliśmy w bardzo ładnym hotelu w Petit Beatou, gdzie ryba z frytkami kosztowała 100 000 fg. Późnym popołudniem wróciliśmy z Kaloum do hotelu za 70 000 fg.
Dzień 7 czyli 19 lutego 2018
Po godzinie 9.00 zjawiliśmy się w porcie Boulbinet, gdzie po negocjacjach ustaliliśmy z właścicielem łodzi opłatę 500 000 fg za całodniową wycieczkę do wyspy Kassa, następnie do wyspy Roume i powrót do Konakry. Na wyspie Kassa przy ładnej, lecz nieco zaśmieconej plaży zjedliśmy obiad w Village Le Bamana składający się z pysznej, dużej ryby i frytek za 100 000 fg. To drogo, ale wyboru nie było, a ryba była bardzo smaczna. Wyspa Roume jest dużo mniejsza, ale czystsza i przez to atrakcyjniejsza. Spotkaliśmy tutaj więcej turystów i nawet trafiliśmy na próby bębniarzy. Piwo w barze prowadzonym przez Hiszpana kosztowało 12 000 fg. Po 17.00 byliśmy z powrotem w porcie, a przed 19.00 w hotelu. Taksówkarz zażądał 70 000 fg.
Dzień 8 czyli 20 lutego 2018
Rankiem wyruszyliśmy taksówką do Muzeum Narodowego. Na dziedzińcu stoją popiersia Sekou Toure, Samori Toure, Alpha Yaya i Camara. Bilet wstępu kosztuje 10 000 fg, ale muzeum rozczarowuje. To dosłownie dwie sale a w nich Kilka masek, instrumentów muzycznych, drewniana łódź i trochę znalezisk archeologicznych. Do tego wszystkiego postawa kustosza, który zabrania robienia jakichkolwiek zdjęć, a swoim zachowaniem daje nam odczuć, że jesteśmy nieproszonymi gośćmi co dopełnia negatywny obraz najważniejszego muzeum Gwinei. Naprzeciw hotelu Camayenne jest mały bazar, gdzie sprzedają rękodzieło gwinejskie i niektóre mniej lub bardziej cenne artefakty sztuki afrykańskiej, takiej jak rzeźby i maski plemienia Baga, Mona, Toma i innych plemion. Zrobiliśmy tutaj małe zakupy. Obiad zjedliśmy w ładnej restauracji libańskiej położonej zaraz obok targu. Duża pizza kosztuje 80-90 000 fg. Taksówką za 60 000 fg wróciliśmy do hotelu.
Dzień 9 czyli 21 lutego 2018
Pierwszy dzień odpoczynku. Po śniadaniu pojechaliśmy taksówką do hotelu Petit Bateau. Jest tam basen i restauracja, a przyjemna bryza znad oceanu pozwala spędzić kilka ostatnich godzin w gwinejskiej stolicy w miłej atmosferze. Bardzo smaczna ryba kapitan wraz z frytkami kosztuje tutaj aż 110 000 fg, ale jest chyba tego warta. Półlitrowe piwo podają za 25 000 franków gwinejskich. Wieczorem odjeżdżamy taksówką na lotnisko, aby o 2.05 odlecieć do Europy tureckimi liniami lotniczymi.