Dominikana

Po przeczytaniu książki „Ostatnia noc w Ciudad Trujillo” można szybko zmienić wyobrażenie o tym kraju jako plażowym kurorcie tonącym w słońcu i otoczonym lazurowymi wodami. Na lepsze czy na gorsze? Nie wiem. Na pewno na bardziej interesujące i zachęcające do poznania. Spakowaliśmy plecaki i polecieliśmy do Republiki Dominikany, ojczyzny nieżyjącego już, na szczęście, generała Rafaela Leonidasa Trujillo.

Notatka z trasy (lipiec 2008)

Dzień: 

10 lipca

Czarterowy lot z Brukseli do Punta Cana okazuje się najtańszym sposobem dostania się na słoneczną wyspę Wielkich Antylii. W południe docieramy do stolicy Belgii i mamy około 20 godzin na spacer ulicami miasta. Miasto czyste i zadbane, ale jak większość europejskich stolic szare. Auto zaparkowaliśmy przy ulicy Anspach Blvd za 5 euro za 3 godziny i ruszyliśmy na zwiedzanie. Późnym wieczorem, a właściwie już w nocy jedziemy na lotnisko. Tam na parkingu P3 (najtańszy długoterminowy parking) śpimy w aucie do rana. O świcie wylatuje nasz samolot linii JetAirFly do Punta Cana. Bilet na kilka dni przed odlotem kosztował 550euro za osobę (www.ltur.de).