Wypalanie traw. Wojciech Jagielski.
Sięgając po książki Wojciecha Jagielskiego, szczególnie te dotyczące Afryki, mamy gwarancję, że nie otrzemy się o bylejakość. Mimo, że długo patrzyłem jak Wypalanie Traw kurzy się na mojej półce nietknięte, nie chcąc po raz kolejny wyczytywać o apartheidowskich okropieństwach i mordach, to i tym razem nie rozczarowałem się. Styl pisarski to wyższa półka, to zanurzenie czytelnika w opisywanym świecie. To nie zwykła relacja z jednej podróży do RPA czy wyczytane fakty z rocznika statystycznego lub wikipedii. Pan Jagielski poznał osobiście swoich bohaterów i pozwolił nam ich poznać. Historia Republiki Południowej Afryki, i apartheidu w szczególności, jest tutaj zaserwowana w oryginalny sposób. W centrum wydarzeń jest zabójstwo Bura, Eugene Terre’Blanche’a, samozwańczego przywódcy burskiej mniejszości, przez murzyńskiego robotnika najemnego, któremu ten pierwszy winny był pieniądze. Wszystkie wątki i wydarzenia krążą wokół postaci wzbudzającego postrach białego generała i miasteczka, w którym żyje i rządzi. To fantastyczna lekcja historii RPA i zarazem obraz dzisiejszego państwa, które Mandela i inni chcieli naprawić. Cytaty:
“Burowie przegrali z Brytyjczykami walkę o panowanie nad Przylądkiem Dobrej Nadziei, choć wylądowali tam jako pierwsi biali osadnicy. Powędrowali więc na północ, w głąb interioru, by na stepie utworzyć własne, niezależne od nikogo republiki. Ale i te, jedną po drugiej, odbierali im nienasyceni Brytyjczycy”.
“Porządki takie, zaprowadzone na południu Afryki jeszcze przez Brytyjczyków, były dogodne dla wszystkich białych osadników, bo sprawiały, że sam kolor skóry zapewniał im uprzywilejowaną pozycję. O ile jednak poczucie wyższości Brytyjczyków nad czarnymi Afrykanami brało sie z ich wyniosłości i przewagi nad zwyciężonym, o tyle Burowie w segregację ras szczerze wierzyli”.
“Zamożni, wykształceni i światowi biali z wielkich miast, głównie potomokowie brytyjskich osadników, uważali apartheid za porządek nieżyciowy i zupełnie niepotrzebny. Przyczyn swojego dostatku, przywilejów, a także przewagi nad ludźmi o innym kolorze skóry nie szukali w przepisach o segregacji ras, lecz w naturalnej wyższości, wynikającej z wrodzonych cech i cywilizacyjnego dorobku, dziedziczonego z pokolenia na pokolenie. Szydzili z Burów i ich obsesji na punkcie czystości rasy. Przypominali, że przecież burscy mężczyźni, pierwsi biali osadnicy, napłodzili z kolorowymi kobietami tylu bękartów, że trzeba było ich w końcu uznać za odrębną rasę mieszańców”.
“Naród, żeby istnieć, potrzebuje ziemi, własnego miejsca pod słońcem. Stwórca wyznaczył Burom na miejsce Afrykę. Przybywając na afrykański kontynent, Burowie nikomu ziemi nie odbierali, nie kradli ani nie rabowali. Kupowali ją od miejscowych wodzów, a głównie zajmowali tereny niczyje lub bezludne, opustoszałe w wyniku wojen, zarazy, plad suszy lub powodzi. To nie Burowie odbierali innym ziemię i wolność, lecz sami właśnie tego zostali pozbawieni przez zachłannych i przewrotnych Anglików”.
“… przysłowia ludu Pedi: ‘Jeśli chcesz się przemienić w lamparta, pamiętaj, że ktoś inny może się stać tygrysem'”.
“-Wypalanie traw to trochę takie pożegnanie z czasem, który upłynął, i wszystkim, co się w nim wydarzyło. Zamykamy to, zostawiamy za sobą i szykujemy się na to, co nowego przyniesie nam życie… To jak rytuał oczyszczania, który ma przynosić nadzieję. Ale zdarza się, że przeradza się w dymną zasłonę, skrywającą śmiertelne zagrożenie”.