Sen pod baobabem. Tadeusz Biedzki.
(Senegal, Gambia, Mali, Burkina Faso)
Długo zastanawiałem się jaką ocenę wystawić autorowi za tą książkę i nadal mam mieszane uczucia. To już druga pozycja po „W piekle eboli” pana Biedzkiego, którą przyszło mi czytać. Nie jest on w stanie uciec od dość powierzchownych uogólnień na temat całego afrykańskiego kontynentu i zamieszkałych go ludzi. Uważa ich za leniwych, biednych i pozbawionych ambicji, ale nie marzeń. Według Biedzkiego każdy Afrykanin, siedzi albo chętniej leży i tylko marzy nic nie robiąc w kierunku zrealizowania tych snów o bagactwie i potędze. Czy naprawdę tak to wygląda? Pewnie jest to ciekawa książka dla osób, które poznają się z Afryką i nie były tam jeszcze nigdy albo niewiele o niej wiedzą. Nie oznacza to jednak, że nie warto przeczytać Snu pod baobabem. Wręcz przeciwnie. Pomimo, że skaczemy z kraju do kraju w Afryce Zachodniej i nawet oglądamy zdjęcia z innych części kontynentu to jest to ciekawa reminiscencja z podróży, które odbyłem na tym kontynencie. Poza tym kilka ciekawych szczegółów, wcześniej nieznanych, zawsze tutaj znajdziemy. Choćby na temat muzułmanów w Senegalu czy Parku Narodowego Djoudj w tymże państwie. Dodajmy jeszcze ciekawe, animistyczne obrzędy w Burkina Faso i mamy interesujący kolaż zachodnioafrykański. Cytaty:
„Do dziś niewolników mają też Tuaregowie żyjący na Saharze. I choć nie mówią o tym głośno, to jednak jakoś szczególnie się z tym nie kryją”.
„Ale ponieważ rada starszych to tylko ludzie, którzy przecież mogą się zdenerwować, togona (maleńki domeczek, w którym zbiera się rada starszych) jest bardzo niska, tak że obradować w niej można wyłącznie na siedząco. Gdy któryś z sędziów w nerwach podskoczy, to walnie głową w sufit i z miejsca się uspokoi. Sama budowla wprowadza zatem nastrój spokoju i powagi”.
„Z kolei ojciec Thomasa po prostu był biedny. Wszystko się zmieniło, gdy zabił jedno ze swoich dzieci. Miał ich dużo. Aż siedmioro”.