
Samolot i perły. Jean-Claude Brouillet.
Nie wiem dlaczego, ale z dość sceptycznym nastawieniem sięgałem po tą książkę. Jakże się myliłem, kiedy zauważyłem że w trakcie czytania nie mogę się od niej oderwać planując samemu nauczenie się pilotażu małej cessny i wyruszenie drogą powietrzną do Afryki. To w jaki sposób pan Brouillet spędził swoje życie zasługuje na podziw. Trochę przypomina mi to niewiarygodne przygody innej postaci o rodowodzie, przynajmniej częściowo francuskim, Cizii Zyke`go. Z tą różnicą, że Jean-Claude gdziekolwiek by nie był, gdziekolwiek by nie prowadził swoje, jakże udane interesy, starał się nie wchodzić z nikim w konflikt w odróżnieniu od Zyke`go. Skupiając się jednak na pierwszej części książki doczyczącej Gabonu (druga traktuje o Polinezji Francuskiej), można zarysować sobie fantastyczny obraz kraju niedotkniętego jeszcze dzisiejszą rabunkową cywilizacją wycinania lasów i ogólnie rozumianą globalizacją. Brouillet przedstawia portret Gabonu w czasach kolonialnych i zaraz na początku niepodległości, kiedy budował swoje pierwsze linie lotnicze tego kraju. Gabon będący teraz drugą ojczyzną autora, jawi się jako zielona, pokryta dżunglą kraina w Afryce równikowej. Książkę napisaną przez lotnika, czy pilota latającego nad buszem, jak kto woli, czyta się naprawdę przyjemnie, a jego przygody czy to w Gabonie czy później na środku Południowego Pacyfiku wydają się momentami wyrwane z niewiarygodnego snu. To jednak wszystko prawda. Jean-Claude Brouillet to prawdziwa postać.